środa, 17 grudnia 2014

Kiedy poczułem, że chcę przestać pić...?

Dla pijącego pytanie zdaje się idiotyczne, no bo jaki to ma sens ważne, że poczułem. Jednak dla osoby zmagającej się z chorobą kogoś bliskiego kwestia wydaje się być fundamentalna bo daje punkt zaczepienia i nadzieję na ratunek. 
Kiedy poczułem, że chcę przestać pić?  Dawno, bardzo dawno. Problem w tym, że realizację tej chęci odkładałem z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. Tak trwałem w tej chęci z ciągłym przeświadczeniem, że sam jestem w stanie ją w końcu urzeczywistnić. Tak się mocno zepnę i przestanę pić, bo przecież twardy jestem. No bo jestem twardy- fajki rzuciłem bez mrugnięcia okiem. Trawka też mnie nie wciągnęła, choć kiedyś często była na mojej drodze. Trwałbym w tych niespełnionych chęciach pewnie do dziś gdybym nie zdał sobie w końcu sprawy z faktu, że nie dam rady, bo to choroba której nie jestem w stanie "samouleczyć". 
Kiedy już dostąpiłem tej tajemnej wiedzy zacząłem się powoli rozglądać, jak sobie pomóc. Nie poszedłem jednak do grupy wsparcia ani żadnej wspólnoty, ponieważ było dla mnie kompletną bzdurą leczenie tej wściekłej wieczornej chcicy rozmową i wmawianiem sobie czegokolwiek, aby tylko nie wypić. Nie jestem teraz w stanie dlaczego, ale od początku kiedy poważnie zdałem sobie sprawę z mojej choroby, byłem pewien, że to nie jest jakaś psychiczna przypadłość, słabość człowieka czy cokolwiek lepszego czy gorszego, lub kompletnie podłego. Niedługo znalazłem potwierdzenie swoich przypuszczeń. Coraz częściej pojawiały się wyniki najnowszych badań, które wskazywały, że alkoholizm to choroba mózgu. Stałe zmiany powodujące fizyczne uzależnienie od alkoholu. Skoro już potwierdziły się moje przypuszczenia... to nie zrobiło się wesoło. W miarę spokojnie współistniałem ze swoim problemem i modliłem się aby Bóg zesłał na ziemię lek który zawalczy z tą podstępną chorobą. No i zesłał :-)
Wracając do pytania. To nie jest zbytnio istotne kiedy alkoholik poczuje chęć przestania picia. Zapewne każdy chory który ma z tego powodu problemy już to czuje. Nawet jeśli nie przyznaje się przed kimkolwiek. Dla osób jemu bliskich ważniejszy jest moment kiedy zrozumie, że to choroba, którą trzeba leczyć i jego chęci nic tu nie dadzą. Fizyczny pociąg do alkoholu jest niezależny od jego woli czy niewoli. To tak jak z nadciśnieniem jak jest to jest, czasem udaje się obniżyć ćwiczeniami albo dietą, ale prawie nikomu się to nie udaje.  
Piszę tego bloga aby pokazać, że jest już prosta droga aby pozbyć się tego wstrętnego uzależnienia. Zażywam Baclofen na własną odpowiedzialność i w końcu normalnie żyję, choć nie mam całkowitej pewności, że w jakiś sposób mi nie zaszkodzi. Z tego też zdaję sobie sprawę z pełną odpowiedzialnością.  
Zaglądają na tego bloga osoby których bliscy piją i nie widać nadziei na zmianę tej sytuacji. Chciałbym im podać receptę jak można pomóc ukochanej osobie. Nie ma jednak czegoś takiego. Ogromną barierą jest zakotwiczone od pokoleń przeświadczenie, że alkoholizm to coś z jednej strony normalnego, z drugiej wstydliwego i podłego. Myślę, że z tego powody stereotyp o upadku na dno aby dało się gościa uratować. 
Wierzę jednak w to, że każdemu można pomóc, zwłaszcza teraz kiedy medycyna kroczy do przodu. 
Dla mnie takim przełomem było przeczytanie książki "Spowiedź z butelki" Oliviera Ameisena. Autor opisuje w niej historię jak odkrył i przetestował na sobie działanie Baclofenu. 
Myślę, że kluczem do ratunku dla wielu chorych jest złamanie stereotypy o alkoholizmie, kiedy zrozumieją czym on naprawę jest, sami świadomie postawią pierwszy krok ku wyleczeniu.

wtorek, 16 grudnia 2014

Do Pawła

He, blog ewoluuje i teraz będę udzielał porad na temat zdrowego stylu życia i odchudzania... Kto by pomyślał jeszcze kilka miesięcy temu. Ale jak Paweł pyta tak odpowiadam. Jak chudnę i zdrowo się odżywiam?
Po pierwsze nie wlewam w siebie ogromnych ilości piwa, które na dodatek zagryzałem czymś dobrym. To oczywiście nie wszystko, ale warunek konieczny który Baclofen mi umożliwił.
Drugim świetnym sposobem jest zachorowanie na cukrzycę, wymusza zastosowanie zasad pomagających w odchudzaniu.
Jeśli nie masz takiej opcji, zastosuj program dwunastu kroków anonimowego odchudzacza:
1. Pięć posiłków dziennie o stałych porach. Nie zawsze jest to łatwe. Dobrze się sprawdza mała kanapeczka w torbie w razie czego. Jedz trzy posiłki główne i dwa takie "ino ino" przerwy pomiędzy jedzeniem max. 3 godziny.
2. Zero masła (w zamian margaryna obniżająca cholesterol), zero tłuszczy zwierzęcych, w zamian oliwa z oliwek.
3. Zapominamy o smażeniu. Można grillować bez tłuszczu, ale tylko chude mięso drobiowe. Świnie i krowy puszczamy w niepamięć.
4. Pijemy wodę, maślanki, kefiry, z soków- pomidorowy.
5. Z owocami nie szalejemy, banany i mandarynki odstawiamy.
6. Warzywa przyjacielem człowieka, zwłaszcza świeże lub ewentualnie blanszowane.
7. Chleb rasy ciemnej, najlepiej pełnoziarnisty, orkiszowy. Piekę sam bo tylko tak mam pewność, że nie będzie w nim żadnego gówna.
8. Z wędlinek, pierś drobiowa gotowana, można sobie łatwo samemu wykonać.
9. Kiedy robimy się bardzo głodni pijemy, pomaga... choć właściwie nie robimy się głodni bo wciąż jemy... ale i tak pijemy bo wtedy szybciej chudniemy. Co pijemy?... patrz punkt 4.
10. Zakochujemy się w rybkach, oczywiście nie smażonych. Pieczone, duszone, grillowane, gotowane i co tam jeszcze... na surowo i wędzone... z uwagi, że rybka lubi pływać, wskazane jest chodzenie na basen.
11. Jeśli jesteśmy głodni i już napici, czasami zdarza to się w nocy. Żremy kiszonki, do woli i kiedykolwiek. Kiszone ogórki, kapusta, buraczki itp dozwolone są bez ograniczeń.
12. Zapominamy smak cukru pod każdą postacią.

Mój przykładowy dzień z gastronomicznego punkty widzenia:
8-9 dwie kanapki z własnego chleba, posmarowane margaryną z wędzoną makrelą i ogórkiem kiszonym.
11-12 dwa jabłka albo litr maślanki
14-15 ciemny makaron penne z sosem pomidorowym
17-18 pomelo, nawet całe...
20-21 cała micha sałatki np pomidory z jogurtem i przyprawami... albo:
kapusta pekińska, ogórek kiszony, papryka świeża, oliwki, trochę sera feta, oliwa z oliwek, trochę soku z kiszonej kapusty, trochę soku z cytryny, wszystko oprószam pieprzem...
zamiast przekąsek stosuję zaparzone siemię lniane lub kiełki z fasoli mung, kiełkujące na parapecie w kiełkowniku....
smacznego.

Takim oto sposobem brzuszek mi maleje.
Oprócz tego dwa razy w tygodniu melduję się na jodze.


sobota, 29 listopada 2014

Sentencja :-)

Co myśli cukrzyk kiedy skaleczy się w palec?
-Hm, może by zmierzyć sobie cukier...?
Tak na marginesie, z moją cukrzycą nie jest tak źle. Wprowadziłem całkiem fajną dietę. Odchudzam się, pozbyłem się już 10kg i idę dalej. Zaczynałem od 98 więc jeszcze dyszkę muszę zrzucić. W efekcie średnie cukry, dwie godziny po posiłku mam w okolicy 100. Dzisiaj nawet po śniadaniu miałem 85. Kiedyś mój kolega cukrzyk powiedział mi, że cukrzyca uratowała mu życie, sporo prawdy w tym było.

niedziela, 23 listopada 2014

Imprezka

W YT można to znaleźć pod hasłem "śmieszne filmy", jednak raczej w tym nic śmiesznego. To straszne jak alkohol szmaci człowieka:

sobota, 15 listopada 2014

Z pamiętnika kandydata.

To było dokładnie cztery lata i jeden dzień temu. Byłem wtedy jedynką do rady miasta, na liście pewnego ugrupowania. Piątek wieczór obowiązkowe piwko na koniec dnia. Rozluźnienie po wielu tygodniach ciężkiej pracy- walki o wyborcę, o miejsce na plakaty o słowa na forach. Około 23 już mocno wstawiony ruszyłem do sklepu po więcej browaru. Założyłem buty i kurtkę ,wyszedłem w drogę. Gdy wsadziłem dłoń do kieszeni poczułem plik nalepek wyborczych, które dziwnym trafem nie zostały rozklejone. Postanowiłem rzecz jasna, w przypływie alkoholowej odwagi, porozklejać resztę materiałów po okolicznych latarniach. Pewnym krokiem podszedłem do pierwszej lampy, nakleiłem- pięknie. Podszedłem do drugiej, jeszcze nie nakleiłem, nagle znikąd podjechał radiowóz. Cholera -pomyślałem -mam problem. Co tu robić, uciekać czy zostać, nie było dobrego wyjścia. Jeszce nie zdążyłem podjąć decyzje, panowie mundurowi już stali obok mnie i zapraszali do swojego pojazdu. Skorzystałem z zaproszenia i zaczęły się problemy. Proszę pokazać co tam Pan rozkleja. Podałem plik nalepek. No tak, nielegalnie rozkleja pan materiały wyborcze. O, i jeszcze jest Pan chyba pod wpływem alkoholu. Proszę o dokumenty, będziemy musieli wypisać mandat, nie ma jeszcze ciszy wyborczej, więc na tym poprzestaniemy.
Przeszukałem kieszenie i oczywiście pech. Dokumenty zostały w domu.
-Niestety nie mam przy sobie.
-No to chyba będziemy musieli jechać na komisariat...
-Chwileczkę, ale ja jestem tym z nalepki, możecie mnie Panowie przecież po tym zidentyfikować.
Panów policjantów trochę zamurowało i chyba trochę nie wiedzieli co mają zrobić. A ja przyznam się, bardzo szybko otrzeźwiałem. Modliłem się tylko żeby nie byli przeciwnikami mojego ugrupowania, bo mogli mi w tym momencie zrobić kompletną kompromitację. Pijany lider listy, bez dokumentów, rozkleja materiały wyborcze w miejscach do tego niedozwolonych, słowem masakra.
-No tak Panie ....... nieładnie. Zrobimy tak. My teraz wypisujemy mandat. Pan wychodzi z radiowozu i zrywa wszystkie materiały które do tej pory nakleił, następnie wraca do domu.
Uff, pomyślałem. Mam szczęście.
-Oczywiście zerwę, choć nakleiłem dopiero jedną...
-Jedną? A tam, a tam, a tam... Wymieniał jeden, pokazując ręką.
Kurcze nie zauważyłem wcześniej. Kolega przede mną okleił pięknie całą ulicę.
-O! Zerwę wszystkie, coś mi się od tego piwa pokręciło.
-Proszę już iść i nie robić głupot.
Tak szczęśliwie zakończyłem poprzednią kampanię wyborczą. Choć przez alkohol i swoją głupotę musiałem usunąć wszystkie mozolnie rozklejone materiały, to sprawa nie dostała się do prasy a moje imię i honor ugrupowania pozostały nienaruszone.

sobota, 8 listopada 2014

Był sobie Robin...

Podano oficjalną przyczynę śmierci Robina Williamsa. Na skutek głębokiej depresji, uzależnienia od narkotyków i alkoholu postanowił se sobą skończyć. Niedługo przed śmiercią zapisał się do programu dwunastu bezsensownych kroków. Tak go zmobilizowano do życia, że się powiesił. Brawo! Ciemnogród wygrał. Nie pierwsza to i nie ostatnia ofiara zacofania i głupoty. Różni się od milionów konających w ciszy i zapomnieniu tylko tym ż e był wielkim aktorem. Jak to jest, przecież lek miał na wyciągnięcie ręki?! Nie chciał, nie wierzył? Zapewne żaden terapeuta mu nie powiedział, bo by stracił pacjenta. Na AA tym bardziej bo dla większości zrzeszonych Baclofen to wróg publiczny numer jeden. Paradoksalnie, powodem tak małej znajomości leku jest jego niska cena i łatwa dostępność. Nikomu nie zależy na jego sprzedaży. Jest dokładnie tak jak z witaminą C, każdy producent może ją robić, ale żeby się spinać nad jego sprzedażą- nikomu nie przychodzi do głowy. Jednymi, jedynymi dla których Baclofen jest ważny, jesteśmy my, leczący się. Nie mamy jednak  ani worków pieniędzy, ani armii marketerów i lobbistów za sobą. Możemy jedynie jawnie lub anonimowo głosić swoje niewiarygodne historie, co niniejszym czynię na tym blogu.

poniedziałek, 20 października 2014

Słodkie wieści.

Dla porządku odznaczam co by nie umknęło. Po serii badań i konsultacji poznałem dzisiaj  ostateczną diagnozę, jestem chory na cukrzycę typu B, czy drugiego..., jakoś tak. Także skutkiem wieloletniego picia jestem czterdziestolatkiem z cukrzycą i nadciśnieniem, miodzio. Gdybym poznał Baclofen 10 lat temu pewnie wyniki badań wyglądałyby dzisiaj inaczej. Dzięki Bogu poznałem go teraz a nie za 10 lat:-). Niech tylko ktoś stanie ze mną oko w oko i powie, że faszeruję się chemia zamiast iść na terapię, w zęby dostanie z miejsca. Leczcie się chłopaki i dziewczyny bo nie znacie dnia ani godziny.

środa, 15 października 2014

Siła Spokoju.

Jeżeli masz jakieś wątpliwości na temat jaką drogą iść przez życie, polecam ten film:
http://www.youtube.com/watch?v=63_lwapPTTY&feature=youtu.be
Prawdy w nim zawarte są uniwersalne, choć nie dla każdego oczywiste. Nawet jeśli nie zmieni Twojego światopoglądu, to na pewno pozwoli chociaż inaczej spojrzeć na świat nas otaczający.
Miłego oglądania.

środa, 8 października 2014

Sól

Kupiłem kurczaka z wiejskiej zagrody. Był zamrożony, więc dzisiaj rano wyskoczył z lodówki i nabierał temperatury. Wieczorem czekał już gotowy do miziania solą. Nie mogłem się zebrać żeby oporządzić ptaka. W końcu przed 23 ruszyłem swe zmęczone kości i wziąłem się do roboty. Zwierze dość mocno różni się od sklepowych, pędzonych antybiotykami. Ma oczywiście mniej mięsa na piersi ale jest dużo bardziej zbite. Co mnie zdziwiło, skórę ma bardzo delikatną do tego stopnia, że rozchodziła się pod mocniejszym naciskiem. Kiedy miałem przejść do kluczowej czynności okazało się nieoczekiwanie, że brak w domu soli. Nie było wyjścia trzeba było wyruszyć do sklepu. Założyłem buty i pojechałem. Nie będę powtarzał się, że przed leczeniem wizyta w sklepie o tej porze równała się- zakup alkoholu lub przynajmniej ogromne cierpienie z niekupienia. Nie będę się też powtarzał, że tym razem nic takiego nie było i nie odczuwałem nic, ot kupowanie soli... Ja jednak nie o tym. Kiedy Pani sprzedawczyni kasowała moją sól weszła do sklepu grupka podpitych mężczyzn, uzupełnić baterie. Stanęli za mną w kolejce, zrobiło mi się nieprzyjemnie. Kiedy jeden skierował swój oddech w moim kierunku, normalnie prawie się zrzygałem. Co ten Baclofen poczynił z moim organizmem :-)

wtorek, 7 października 2014

Kto by pomyślał.

Jeszcze rok temu byłem o tej porze albo z piwem w ręku albo w nerwach i rozterkach, że piwo chciałbym trzymać. Tak sobie myślałem oglądając Kubę Wojewódzkiego z butelką maślanki u boku. To było wszystko czego dzisiaj potrzebowałem. Baclofen sprawił, że zyskałem spokój ducha i dał mi wybór, wolny od fizycznego przymusu: pić czy nie. Jeszcze nie tak dawno, mimo braku chęci często wybierałem piwo. Teraz jest już inaczej, samo się stało. Bez terapii i AA. Bez nurzania się w fekaliach i szargania godności. Spełniło się moje największe marzenie. Wyswobodziłem się ze szponów tego okropieństwa. W końcu mogę myśleć o czym chcę. Nie zaprzątam sobie głowy i nerwów psychopatycznymi omamami i pragnieniami. Gdybym teraz siedział na jakiejś grupie wsparcia usłyszałbym pewnie: Stary to świetnie, ale uważaj w każdej chwili może Cię dopaść. Pamiętaj, każdy dzień jest najważniejszy, nie myśl o przyszłości, ważne żebyś nie napił się dzisiaj wieczorem. Tymczasem okazuje się, że to zwykłe bzdury, nie tędy droga. To co dzieje się w mózgu chorego nie ma nic wspólnego z silą woli i naszymi słabościami. Choroba alkoholowa to coś zupełnie innego niż przez dziesięciolecia sądzono. To się da skutecznie leczyć! Czego jestem żywym dowodem.

środa, 1 października 2014

Na nowej drodze życia :-)

Już od jakiegoś czasu zbierałem się żeby zostać adeptem jogi. I stało się, dzisiaj nim zostałem. W końcu dotarłem na indywidualny kurs z doskonalenia ciała i umysłu techniką jogi. W trakcie godzinnych zajęć poznałem wiele kompletnie nowych prawd. Jest fajnie. Następny trening za tydzień. Do tego czasu muszę zapamiętać ważną zasadę: pięty stawiamy na zewnątrz. A..., dowiedziałem się jeszcze jednej bardzo ciekawej rzeczy, jak stoję prosto to stoję krzywo. Mimo tego, że jestem przekonany o swojej prostolinijności, stoję krzywo. Z wieloma sprawami w życiu jest podobnie... takie przemyślenia młodego adepta yogi :-). Kolacja, jogurt i spać.

Pozdrawiam:
Pierwszy baclofenista wśród adeptów jogi
Pierwszy adept jogi wśród baclofenistów

poniedziałek, 22 września 2014

W Zduńskiej Woli piją jak wszędzie.

Nie mam żadnych powodów żeby pisać akurat o piciu w Zduńskiej Woli poza tym, że wpadłem w sieci na ciekawy artykuł o spożyciu w tym przytulnym miasteczku. Zapraszam do przeczytania pełnego tekstu. Zduńska Wola to takie przeciętne polskie miasto. Niecałe 45 tyś. mieszkańców, kilka dużych pracodawców. Niegdyś duży ośrodek włókienniczy, także bezrobotnych też jest pod dostatkiem. Słowem,  robota jest ale powodów do picia pod dostatkiem, jak wszędzie. W tej spokojnej miejscowości na alkohol wydano w 2013 roku 34 mln zł! Wychodzi, że statystyczny mieszkaniec spożywał alkoholu za 755 zł: dziecko, mama, babcia, ciocia- każdy. Jest to straszna rzeczywistość, ale tak naprawdę nie to mnie przeraża. Z tytułu wydanych koncesji na sprzedaż alkoholu przedsiębiorcy wpłacili do kasy miasta kwotę 750 tyś. zł. Pieniądze, które urząd otrzymuje z tytułu wydanych koncesji na sprzedaż alkoholu są przeznaczane na prowadzenie działań profilaktycznych związanych z rozwiązywaniem problemów alkoholowych. Prowadzone są świetlice środowiskowe, finansowane działania terapeutyczne i rehabilitacyjne dla osób uzależnionych i ich rodzin, dotowane kluby i stowarzyszenia AA.  Można pomyśleć: super. Czy aby na pewno skoro w porównaniu z rokiem poprzednim mieszkańcy przepili ponad milion zł więcej. Wniosek nasuwa się jeden. Urzędnicy tego niewielkiego miasteczka wyrzucają w błoto blisko milion złotych. Można by powiedzieć: no tak ale gdyby nie wydano tych pieniędzy to mieszkańcy jeszcze więcej wydaliby na alkohol. Otóż nie, wszelkie terapie tylko śladowo zmniejszają spożycie. Niektóre zaś działania profilaktyczne, które urzędy fundują wręcz zachęcają do picia... no bo cóż robić gdy dzieci z rodziny pijackiej jedzie na darmowe kolonie... ano pić... Im więcej wgłębiam się w tematykę około alkoholową tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Baclofen to potworne zagrożenie dla ogromnej machiny urzędniczo- lobbistycznej która żeruje na chorobie i ludzkim nieszczęściu.

niedziela, 21 września 2014

Gratulacje siatkarze, piękna historia.

Cudowny wieczór, piękne emocje. Prosto z trasy zdążyłem na styk. Wiedziałem, że będą ogromnie emocje, zaparzyłem więc herbatkę z melisy. Mimo tego dwie godziny spędziłem, przed ekranem, w pełnym marszu. Opłacało się, mamy Mistrzów Świata w siatkówce, pięknie! Mam jeszcze jedną osobistą radość. Mecz oglądałem bez grama alkoholu, nie dlatego, że się powstrzymywałem. Dlatego, że nie miałem ochoty :-) Też jestem Mistrzem Świata!

piątek, 19 września 2014

Dawka w dół.

No bo pisałem jakiś czas temu, że pisał będę więcej. Tylko o czym tu pisać... Jest tu pewien problem. Dalej nie chce mi się pić. I tak co trochę mam pisać... Toż to nudne jest przecież. Czy ktoś będzie takie nudy chciał czytać? No może, piszę więc. Chociaż Coś ciekawego jednak jest. Dzisiaj byłem na imprezie delikatnie zakrapianej alkoholem. Kompletnie nie robiło na mnie wrażenia to co wokół się działo. Zero chęci wypicia czegokolwiek co ma jakiekolwiek procenty. Fajnie. Wróciłem do domu i nie drążyłem, jak to zwykle bywało, żeby skoczyć na stację po browar. Idę zaraz spać... fajnie. A jeszcze jedna bardzo ważna sprawa, bardzo ważna. Zszedłem kilka dni temu z dawką do 25+25+50. Także jestem już na poziomie dziennej porcji oficjalnie uważanej za dopuszczalną. Za parę dni schodzę jeszcze niżej.

czwartek, 11 września 2014

Alkoholik to śmieć.


 Nie uważamy się za osoby po prostu chore tylko za szmaty dające się wodzić za nos swoim słabościom. No bo przecież, jak powszechnie panuje opinia: pijak to nie jest człowiek chory. Pijak to ktoś kto świadomie wybrał taką drogę, egoista co myśli tylko o sobie i własnych przyjemnościach. Pijak najpierw okrada rodzinę, potem doprowadza ją do skraju rozpadu następnie porzuca, co za drań. Taki ciemnogród siedzi w głowach większości ludzi. Przez dekady tak myślano i właściwie wszystkim to odpowiadało. Tymczasem badania nad zmianami w mózgu u alkoholików mówią co innego! To nie egoizm, słabość, uzależnienie w potocznym znaczeniu! To zwykła choroba mózgu i to wyleczalna farmakologicznie. Cały świat powinien skakać z radości. Powinien ale czy napewno. Czy taki nowy stan rzeczy jest społecznie pożądany? Im dłużej się nad tym zastanawiam tym nabieram więcej wątpliwości.

środa, 10 września 2014

Gardłowa sprawa.

Od pewnego czasu chodziłem mocno zadżumiony. Z jednej strony ostro zarzynał mnie ból w okolicy brzucha, z drugiej filmy o śmiertelnej chorobie która najprawdopodobniej za parę miesięcy położy mnie do trumny. Nie było to przecież tak niedorzeczne, wszak przez ponad połowę swojego życia mniej lub bardziej nadużywałem alkoholu czym dość, drastycznie bombardowałem swój organizm. Słowem koszmar i tyle. Oczywiście, jak to podobno u większości mężczyzn bywa, panicznie bałem się stanąć oko w oko z lekarzem i zrobić badania, no bo po co jak i tak już dla mnie nie ma ratunku. Tak pewnie trwałbym dalej w tej swojej koszmarnej spirali gdyby nie moja ukochana małżonka która wzięła mnie za bety i zaciągnęła do gabinetu gastrologa. W ten oto sposób, całkiem niespodziewanie stanąłem przed gabinetem lekarskim. Na stojąco doczekałem do swojej chwili prawdy. Kiedy drzwi, które tak pracowicie hipnotyzowałem, żeby nigdy się nie otworzyły, jednak oparły się mojej energii, nie miałem już wyjścia- wszedłem. Za biurkiem siedział poważny mężczyzna w białym kitlu, nie odrywając oczu od klawiatury swojego komputera, z którą jedynie kontakt wzrokowy pozwalał mu komunikować się swobodnie.
-Proszę usiąść, co panu dolega?
-Jestem pierwszy raz...
-A to poproszę o dowód osobisty.
-Proszę, mam bóle w klatce piersiowej i pod mostkiem, palenie w przełyki. Ostro ostatnio imprezowałem...
-No tak, objawy wskazują na co najmniej dwa rodzaje dolegliwości. Czy jest Pan przygotowany na badanie?...
-Tak (trochę dziwne pytanie, "czy jestem gotowy" ale dobra trzeba to wziąć na klatę pomyślałem)
-W takim razie, w związku z tym, że badanie jest inwazyjne, proszę o potwierdzenie pisemne.
O kurcze, znowu zacząłem się bać. Zostałem zaproszony do pomieszczenia za kolejnymi drzwiami. Przywitała mnie tam miła pani, asystentka lekarza.
-Proszę usiąść na leżance.
Pomyślałem: -O na siedząco, nie będzie tak źle, no bo gdyby kazała się położyć no to byłoby gorzej...
Kiedy usadowiałem się we wskazanym miejscu pani podeszła do okien i zaciągnęła wszystkie rolety, zapanował półmrok. Od tego momentu akcja zabrała tempa i dramaturgii. Pielęgniarka stanęła przede mną i z poleceniem żebym otworzył usta psiknęła mi jakąś miętową substancją jednocześnie informując, że to znieczulenie przełyku.
-Teraz powoli zacznie panu drętwieć gardło.
Drętwiało.
-Proszę się położyć.
O kurcze, jednak nie będzie wesoło, krzyknąłem w myślach i padłem na lewy bok. Wtedy asystentka lekarze włożyła mi do ust coś w rodzaju obręczy odpływu zlewu kuchennego i za pomocą dwóch gumek zamocowała go do głowy. Miałem wrażenie, że wyglądam niczym Hannibal Lekter, choć czułem się raczej jak dmuchana lalka ludzkich rozmiarów, z wiecznie zdziwioną miną. Nie byłem związany, jednak czułem się kompletnie unieruchomiony, chyba strachem który mnie paraliżował. Po chwili pojawił się lekarz. Usiadł na krześle obok mnie i wziął sondę, która wyglądała jak spirala do przetykania starych rur kanalizacyjnych. Może trochę krótsza ale konstrukcja podobna. Sprytnie jeden koniec załadował do mojej seksownej dziurki w ustach i pchał dalej. Poszło w gardło i szło głębiej. Oszczędzę tu może opisów odczuć jakie mnie ogarnęły i odruchów które organizm zaczął sobie organizować. W każdym razie było grubo. Kiedy lekarz pobierał mi próbkę tkanki z żołądka do badania poczułem się jak bohater filmu "Obcy", który ma już niewiele do powiedzenia.
Koniec i bomba to byłoby na tyle z badaniem. Wróciliśmy do gabinetu. Na szczęście oczywiście dowiedziałem się, że żyć będę. Tak jak się spodziewał, mam mały refluks i kilka nadżerek w żołądku. Jak na osobę notorycznie niszczącą swój organizm, całkiem nieźle. Dostałem receptę na leki  i uciekłem gdzie pieprz rośnie.
Siedzę sobie teraz spokojny, popijam herbatkę a rano wezmę tabletkę, razem z Baclofenem.
Warto się badać.
Dobranoc

poniedziałek, 8 września 2014

Od dupy strony.

Chyba tak, od dupy strony się do tego zabrałem. No bo po co było zaczynać leczenie skoro nie myślałem poważne o zmianie trybu życia? Brałem Baclofen a w gruncie rzeczy korzystałem z każdej okazji żeby się napić... Jest to picie zupełnie inne niż wcześniej, no ale co z tego. To jest tak głupie, że aż śmieszne.
Muszę się też uderzyć w pierś i przeprosić Was, którzy tu zaglądacie. Pisałem przez te ostatnie kilka miesięcy o tym, jakie życie stało się piękne, i to była prawda. Pomijałem jednak okresy, kiedy zdrowo popijałem. Nie chodzi o jakieś kajanie się i obiecywanie poprawy, bo to żadne AA. Chciałem po prostu być rzetelny ale się nie udało, trochę lipa.
No nic z tym już nie zrobię, ale nie uciekam.
Zmieniam zatem zasady na blogu.

Po pierwsze będę pisał częściej.
Po drugie będę pisał jak jest.
Nie będę przemilczał.

Jestem doświadczonym blogerem (o czym może kiedyś opowiem..) więc powinno się udać, bo jest o czym pisać.

Dla porządku zaznaczam, nie chce mi się pić, w ogóle. Czego Wam wszystkim z całego serca życzę.



sobota, 6 września 2014

Parapetówka

Wczoraj byłem na imprezie w rodzaju: nie ma mowy odpuścić. Parapetówka w miłym towarzystwie konkretnie zakrapiana wódką. Nie odmawiałem, piłem równo jak reszta. Miło było, choć nie miałem nuty do spożycia. Także dzisiejszy dzień pod znakiem kaczora. No i nadszedł wieczór, ani chwili, ani przez moment nie poczułem żadnej chęci do napicia się. Myślę, że coś pękło we mnie, przeszedłem jakąś granicę. Już nie mam głupich myśli: napić się, napić się. Cieszę się. Dzisiaj mieliśmy jechać na grilla, oczywiście zakrapianego. Udało się wykręcić, z czego bardzo jestem kontent. Zamiast piwka, wieczorny kisielek, tak się jarałem tym kisielkiem to szok.

wtorek, 2 września 2014

Nie jestem alkoholikiem!

Hura nie jestem. Na forum gazety są tacy magicy, dla uzależnionych forum rzecz jasna, co to z kilku postów potrafią zdiagnozowawszy każdego. Tam oto się dowiedziałem, że jestem drobnopijoczkiem. Kiedy zapytałem się kto to właściwie jest, otrzymałem odpowiedź: to takie "czułe" określenie osoby która pije alkohol i nie sięgnęła dna bo tylko ten co sięgnie dna może nazwać się alkoholikiem. Alkoholicy to taka twarda brać, doświadczonych i zciuchranych przez wódę. Nie każdy zasługuje na takie miano. A żul to kto to? No nie wiem, może alkoholik który sięgnął dna i tam siedzi... czyli jeszcze większy twardziel. Tak czy inaczej właściwie nie do takich rozmyślań dążę. Toż to tylko terminologia. Uderzyła mnie hermetyczność tego środowiska. Dla nich jest jedna jedyna słuszna droga. To nic, że nie skuteczna, to nic, że uzależniająca podobnie jak alkohol. Tyle dziesiątek lat oszukiwania ludzi przyniosło efekty. Dobry alkoholik to taki alkoholik który ślepo wierzy w zbawczą moc grup wsparcia i terapii a wszystko co nowoczesna medycyna wynalazła to jego wróg. Spędziłem na tym forum kilka wieczorów i oczy przecierałem ze zdumienia. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką kumulacją wrogości i nienawiści. Wystarczy wspomnieć o Baclofenia a stado szarańczy rzuca się na człowieka i sączy jad. Co gorsza, moderator nie jest obiektywny i większość zwolenników nowoczesnego leczenia banuje i usuwa ich posty. Kiedyś w przypływie złości, jeden z walczących ze mną wygadał się, że stoi na straży aby szukający pomocy nie trafili na moje posty bo jeszcze nie daj Boże sięgną po Baclofen i nie skorzystają z jego pomocy.

poniedziałek, 1 września 2014

Jak się pije na baclofenie.

Na samą myśl o temacie tego wpisu odrzuca mnie. Tak to właśnie jest. Na baclofenie, przy dawce już wystarczającej, na myśl o alkoholu odrzuca. Jest taki odruch jakby miało się napić coś czego bardzo się nie lubi. Jednak bywa tak, że sytuacja w jakiej się znajduję zachęca do wypicia. Albo ciąg sytuacji. A czasem, tak jak miałem to ostatnio, ciągnie się to dzień za dniem. Co wtedy, jak pić skoro odrzuca. Ano trzeba nie myśleć i szybko się napić. Na początku jest niemiło, lecz zaraz to mija i można popijać i mieć nawet przyzwoitą z tego przyjemność. Więc jak się chce to da się pić jak dawniej. Baclofen to nie jest złoty środek na wszystkie rozterki. Problemy które masz na karku nie znikną. Ba, nawet mogą bardziej przywalić w łepetynę. No bo nie ma lekko, nam wszystkim. Ogólnie w życiu, bo nie pić jest łatwo i człowiek czuje się lżejszym :-)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Na baclofenie też można polecieć.

Tak naprawdę nie ma w polskiej sieci opisu- recepty: co daje baclofen i jak działa. Zaczynając leczenie miałem wielką nadzieję, że jak za czarodziejskim pstryknięciem wyjdę z siebie i stanę obok czyściutki jak świeżo narodzone niemowlę. Otóż niestety tak nie jest. Po tych kilku miesiącach terapii mogę powiedzieć, że poznałem działanie leku i jestem w stanie ocenić dla kogo on jest a dla kogo niestety nie. Moja osoba niestety (choć z drugiej strony) stety lewą nogą stoi w jednej grupie, prawą zaś w drugiej. Z racji, że poglądy mam raczej prawicowe, mam szczerą wiarę pozostać wyleczonym:-).
Do czego dążę? Ano jak na rasowych ciuchraniach AA-owskich: wstaję i z ręką na sercu wyznaję popłynąłem. No tak: lato, sielanka, wakacje. Przez miesiąc, dzień w dzień bania, wieczorno- towarzyska. Na baclofenie nie jest to takie łatwe i nie zawsze przyjemne ale dałem radę. Po miesiącu jednak miałem dość. Jakiś tydzień temu dałem sobie spokój. Powoli dochodzę do siebie bo choć dawki jakie sobie imputowałem nie były totalnie upokarzające, to mino wszystko komórki swego organizmu mocno unurzałem. Właściwie dopiero dzisiaj organizm zrozumiał, że choćby nie wiem jak mocno darłby się na strzępy to i tak nic nie wskóra i prawie odpuścił. Ostatnią nockę uznaję za przespaną a dzisiejszy dzień za w miarę miły. Wieczorkiem dzisiejszym  osoby w bliskim otoczeniu sączyły piwko, ja zaś serfując po sieci sączyłem kisielek (jakby powiedziały to laseczki na fejsie: mniam). Zatem czym i dla kogo, jak się oeksperciłem kilka zdań wyżej jest baclofen? Jest to lek który stanowczo i definitywnie likwiduje wszystkie fizyczne potrzeby i hucie alkoholowe. Nie wyeliminuje jednak psychicznych aspektów nałogu. Jestem osobą która nigdy nie korzystała z usług żadnych terapeutów ani co gorsza grup wsparci zwanych AA. Ciężko mi w związku z tym było zrozumieć o co w tym wszystkim biega. Ciężko, dopóki sam tego nie odczułem. Otóż sprawa jest bardzo prosta. Moja przygoda z chlaniem wyglądała przez lata tak: alkohol był substancją która mocno mnie uzależniła fizycznie, czyli myśl o wypiciu nie odstępowała mnie na krok, zwłaszcza im bliżej wieczora tym więcej o tym myślałem, do obłędu. Planowałem, knułem jak tu zapić żeby ładnie wyglądało. Z drugiej strony, szczególnie w weekendy, ale również często w tygodniu, fajnie było usiąść w ogródku ze znajomymi i chłonąć procenty. Przy dymku papierosa biesiadować i poddawać się pasjonującym dyskusjom. Tak to właśnie wyglądało moje picie. Nałóg i chuć ucina baclofen, przyjemności i sielanki za cholerę nie ukróci. I tak to działa. Z tego co piszę już wyłania się odpowiedź na pytanie: Dla kogo jest i komu pomoże leczenie a komu będzie trudniej się wykaraskać. Wydaje mi się, że paradoksalnie skuteczniej baclofen zadziała na tych alkoholików którzy, jak to się potocznie mówi sięgnęli dna. Dla których picie jest już jedynie czynnościom fizjologiczną nie mającą nic wspólnego z jakimikolwiek pozytywnymi odczuciami, jedynie konieczną koniecznościom. Pijący zaś nałogowo ale jeszcze mniej lub bardziej funkcjonujący społecznie. Wszyscy ci czerpiący od czasu do czasu przyjemność z upajania się mogą mieć zonka. Dlatego piszę o sobie stety - niestety. Choć mi się nie chce to jednak by się chciało. ...dobra idę spać bo chce mi się i by się chciało... pewnie kawa pozwoliłaby wytrwać do rana, ale nie lubię kawy jak wódy, dobranoc.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Baclofen- taka różnica.

Zanim zacząłem używać Baclofenu nie mogłem pojąć jak on właściwie działa. Co sprawi, że ot tak nie będę pić? Nie było żadnych źródeł opisujących proces odstawienia alkoholu. Takie trochę błądzenie w ciemności z naiwną nadzieją, że coś się stanie, lecz co? Kompletnie nie wiedziałem. Teraz, choć jestem kompletnie niedoświadczonym baclofenistom, jestem w stanie wyartykułować uczucia jakie od alkoholu mnie utrzymują z daleka. Pierwszym czynnikiem jaki zauważyłem to postępujący spokój. Kompletny brak napięcia związanego ze zbliżającym się momentem dnia, kiedy przełyk zaszczycałem roztworem C2H5OH. Wyraźnie to widać kiedy porównam dwie podobne sytuacje. Pół roku temu, kiedy w godzinach wieczornych, nawet jeśli nie było w planie picia zdarzało się tak, że musiałem iść wieczorem do sklepu. Wielka burza wtedy we krwi się toczyła i miliony myśli: kupić czy nie kupić, wypić czy nie wypić... W cierpieniu i nerwach, zazwyczaj... zawsze kupowałem i wypijałem. A jednocześnie, jeśli  pić miałem, bo znajomi, albo oblewanie, albo luzowanie; radość i podekscytowanie z wycieczki do sklepu. Tak było jeszcze niedawno. Teraz, dzisiaj wieczorem. Potrzeba było kupić wodę, batonik, sok pomidorowy. Ubrałem się poszedłem kupiłem i tyle... wyrzuciłem śmieci po drodze. Nic dodać nic ująć. Zwykła codzienna czynność, jak posmarowanie kromki chleba masłem. Tak na mnie działa Baclofen.

piątek, 30 maja 2014

Tosty i pitko.

Oj ciężki dzień dzisiaj. Dziewięć godzin w trasie, z czego trzy w Krakowie. Ludzie nie pojawiajcie się w tym mieście w piątek po południu. Masakryczna masakra. Jakaż przyjemność zasiąść wieczorkiem przy własnoręcznie wykonanym tościku i szklaneczce schłodzonego Obolonu- kwasu chlebowego. I jest to naprawdę jedyny napój na który mam dzisiaj ochotę.

środa, 21 maja 2014

Dobry wieczór

No cóż. Kolejny normalny dzień dopadł do końca. I co? I nic, idę spać. Bez żadnej myśli o napiciu. Spokojny, wyluzowany. Jeszcze prysznic i lulu. Fajnie tak, podoba mi się. Trochę silę się żeby napisać coś ciekawego... No nie wiem, chyba ciekawostek dzisiaj nie będzie. Takie normalne życie bez dopalania, albo raczej gaszenia alkoholem.

niedziela, 18 maja 2014

Co pan czuł kiedy pana gwałcono?

 No nie jestem z siebie dumny, choć każda chyba dobra dusza tak oceniłaby mój nocny wypad. Poszedł, i wytrwał! Nie wypił, położył się grzecznie spać, zuch chłopak. Taka święcąca swe triumfy od dziesięciolecia metoda drapania za uchem. No tak, ale taki epileptyk na ten przykład. Gdyby nie dostał ataku drgawek też powinien być z siebie dumny. Albo Chory na raka nie miał przerzutów, czy rozpiera go duma. No raczej nie, jedyne co pozostaje to cieszyć się i tak też czuję. A gdybym został w tej kolejce i uległ pokusie to nie poczułbym się winny i nie miał wyrzutów sumienia. Toż to zwykła choroba, trzeba walczyć i twardym być.
Ps. Dla tych co wylewają pomyje na moje leczenie. Dzieci nie zauważyły żadnej zmiany. Nie miały czego zauważyć bo kompletnie nie zdawały sobie sprawy, że tatuś ma problem z umiarem...

sobota, 17 maja 2014

Sobotni strzał.

Cały tydzień jak w skowronkach. Kompletne zero jakiegokolwiek pociągu do alkoholu. Zostałem sam, późno się zrobiło. Nawet nie wiem jak to się stało... pół godziny temu stałem drugi w kolejce do nocnego. Poszedłem tam jak lunatyk. Jaki zakręt, normalnie kosmos. Po prostu nagle zaczęła mi się gotować krew w żyłach, nerwowo krążyłem po pokoju w tą i z powrotem. Ubrałem się, zabrałem worek ze śmieciami. Wyszedłem do śmietnika. Potem odwrót na pięcie, pogoda mglista, ciepłe powietrze. Atmosfera na ulicy jak po imprezie, dla tych ludzi których mijałem zapewne. Niczym zombi podążałem do sklepu, nie pamiętam o czym myślałem. Stanąłem na tych wyszuranych schodkach przede mną dwóch panów podejmowało imprezowe decyzje. Dwóch stanęło za mną. Nagle, też nie wiem dlaczego, jakbym dostał kopa w dupę, zlazłem z tych schodków. Ruszyłem do domu, już tylko krzyczałem w myślach: Nie myśl, baranie, nie myśl już nic!!! tylko wracaj! Zobacz jak tu niemiło! Nie myśl. Wpadłem do domu, złapałem butelkę Ayranu, potrząsnąłem, spod zakrętki prysnęło, szybko przejąłem szyjkę, wypiłem do dna. Schyliłem się nad kuchennym zlewem, dyszałem jak po długom biegu. Chyba nawet łezka w oku się zakręciła. Uff, wróciłem. Już dobrze...

piątek, 16 maja 2014

Piątek

Zwykle piątki, przepraszam, zawsze piątki to była zwałka. Po tygodniu ciężkiej pracy, jeżeli w czwartek się nie udało, piątek był tym dniem kiedy browarem zaczynałem koronować tydzień. Kiedy od ostatniej niedzieli postanowiłem, za życzliwej osoby, odstawić trunki. Najbardziej obawiałem się piątku, czyli dzisiaj. A tu lipa :-) zeroooo. Kiedy żona wieczorem spytała czy chce mi się pić, zdziwiony odpowiedziałem, że przecież przed chwilą piłem wodę, więc jak mi się może chcieć pić. Kurcze, coś faktycznie się dzieje. Bardo się cieszę, bardzo. Gdyby ktoś teraz postawił przede mną coś z procentami, nie wypiłbym, to niesamowite! Tak bym zrobił. Ha, ha już planuję co będę z dziećmi robił przez cały weekend. Zwykle nie składało się, bo głowa bolała, a dzieciaki na urządzonkach pochłonięte siecią. Tym razem tak nie będzie. Tatuś dokręci śrubki, nie ma przeproś, ta moja trzeźwość dzieciom uszami wyjdzie :-)

czwartek, 15 maja 2014

Coś się dzieje

Kiedy przestajesz rano myśleć o tym co wypijesz wieczorem to wiedz, że coś się zaczyna dziać.
Kiedy wieczorem robisz sobie herbatę i siadasz z ciastkiem przy fejsie wiedz, że coś się dzieje.
Kiedy rano wstajesz, za oknem wieje i pada, a ty myślisz- jaki piękny poranek. Coś się zaczyna dziać.
Gdy siedzisz spokojnie i nigdzie nie spieszysz się aby na wieczór zdążyć. Możesz być pewien, że coś się stanie.
A kolejny dzień jest tak samo miły jak poprzedni i czekasz na następny, to sam już nie wiem. Nie do wiary.

wtorek, 13 maja 2014

Dwanaście kroków do grobu.

Strach się odezwać, przyznać jak się leczę. Kto Wam tak wyprał mózgi AA krzykacze?! Prawda, deprymująca musi być świadomość, że cała ta lipa z krokami to lipa. Nietrzeźwy człowiek, czytając je może pomyśleć, że to ma sens. Trzeźwy nie może... Więc dlaczego miliony ludzi na całym świecie czyta te bzdety, interpretuje je, analizuje, pisze o nich książki. Na siłę i po trupach szerzy tą ciemnotę?! Po trupach, bo przecież większość z nich umiera, w imię dwunastu kroków... chyba do grobu... Dlaczego ciągnie ludzi na śmierć twierdząc, że ich droga jest jedyną słuszną! Dlaczego mieszają do tego Boga? Zawsze myślałem, że wszyscy uzależnieni jadą na jednym wózku i robią wszystko żeby sobie nawzajem pomóc. Jednak prawda jest inna. Istnieje jakaś niepojęta, wielka społeczność która nazywa się anonimową. Nie ma ona jednak na celu wybrać najlepszej drogi do wyzdrowienia lecz najważniejsze jest dla niej trwanie, bo w tym ma nadrzędny cel. Kultywuje metodę leczenia która pomaga  6-ciu na 100! Jej członkowie chełpią się i puszą. Krzyczą jacy są dobrzy i skuteczni. Ale krzyczy najgłośniej tych sześciu, bo reszta gryzie ziemię!

poniedziałek, 12 maja 2014

Dość

Tak mi się wydaje, że dość mam już. Jak to było... kilkudniowy drinking, imprezing. Bez jakiś spektakularnych szaleństw czy fajerwerków. Coraz bardziej czułem się, że mam dość. Także wczoraj powiedziałem dość. ...dla porządku jestem na 200. Wczorajszy dzień i noc nie były przyjemne. Noc właściwie, bo w dzień bodźce zewsząd tłumią dyskomfort popiciowy. Wieczorem jednak problemy się zaczęły. Choć były diametralnie inne niźli przed używaniem Baclofenu. Nie odczuwałem, żadnego dyskomfortu psychicznego i potrzeby napicia się, wstręt wręcz czułem do popitki. Dokuczały jedynie fizyczne cierpienia: skoki ciśnienia, dreszcze, mrowienia... Kurcze nie miałem tego tak mocno nigdy, przecież moje picie właściwie było lajtowe... praca, rodzina, browar... itd itp... tak czy inaczej, spać się nie dało, może trochę rano na siedząco. Przyszedł dzień i wszystko zrobiło się lepsze. Dzisiaj już ok. W dzień przespałem się godzinkę. Teraz leżę sobie w łóżeczku i na spokojnie smolę tego pościka. Jestem spokojny, wolny od myśli o piciu. Kurcze fajnie. Jutro dodaję dyszkę do dawki... :-) ...właściwie to dzisiaj...

poniedziałek, 17 marca 2014

Łoł, ktoś tu zagląda....

No właśnie, tylko nie ja. Co słychać? A no sielanki nie ma. Na początku stycznia doszedłem do 150 i tak trzymam do dziś. Weekendy są imprezowe, więc jeszcze chyba nie działa leczenie tak jak trzeba. Chociaż muszę przyznać, że zupełnie inaczej to wygląda. Nie czekam i nie planuję jak to będzie, kiedy już przyjdzie wieczór... Przed piciem zaś mam, nieznane mi dotąd poczucie wstrętu do procentów. Po pierwszych kilku łykach zaraz znika :-), no ale jest. Kilka dni temu pstryknęła mi czterdziestka i muszę przyznać, że trochę świadomie odkręciłem bardziej kurek, wszak okres to ciężki dla mężczyzny. Tak czy inaczej te smutne dni mam już za sobą i od jutra idę do góry z dawką. Jak nie zapomnę to coś tam wyskrobię na moich ukochanych Mac-klawiszach. Także na dziś powinność spełniona, post powieszony, spełniony chylę głowę ku poduszce.

niedziela, 5 stycznia 2014

środa, 1 stycznia 2014

Jak to z tym Baclofenem było...

Pod koniec września postanowiłem wrócić do Campralu. Zaopatrzyłem się w większą ilość tabletek, co by nie zabrakło. Sumiennie i punktualnie pilnowałem zażywania dawek. Jakoś to szło, mijał październik, listopad. Nie byłem zachwycony z terapii. Niby coś działało, ale bez szaleństw. Z tygodnia na tydzień zmniejszał się mój entuzjazm do Campralu. Pewnego dnia przypomniała mi się rozmowa telefoniczna jaką odbyłem z lekarzem pewniej prywatnej kliniki leczącej uzależnienia. Zadzwoniłem aby skonsultowć się, który lek: Campral czy Adepend jest lepszy. Pan stwierdził, że Adepend, dodał jeszcze: Ale..., wtedy jakoś mnie to "Ale" nie zastanowiło, może byłem zbytnio zestresowany całą sytuacją, wszak pierwszy raz rozmawiałem z obcą osobą o moim alkoholizmie. Kiedy jednak wróciłem pamięcią do rozmowy, postanowiłem to sprawdzić. Parę razy zapytałem się wujka Google, i szybko odkryłem co lekarz miał na myśli. Znalazłem książkę "Spowiedź z butelki" Oliviera Ameisena. Szybko ją zakupiłem. Autor pisze w niej jak odkrył i przetestował na sobie leczenie alkoholizmu lekiem Baclofen. Terapia którą zastosował całkowicie wyleczyła go z wszelkich objawów choroby i pozwoliła powrócić do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. Bez nieskutecznych psychoterapii i bzdur z AA. Drugiego grudnia rozpocząłem leczenie Baclofenem i robię to do dzisiaj. Doprowadziłem do tego, że w sylwestra byłem kompletnie trzeźwy, a podobno to najtrudniejszy dzień w roku dla alkoholików. Było to wczoraj, ale cały czas się tum jaram bo przyszło z ogromną łatwością :-)

Pierwszy od ponad dwudziestu lat trzeźwy Sylwester.

W sumie trochę przypadkiem, tak jakoś wyszło. Mimo tego, że poczyniłem przygotowania do imprezy, nie złożyło się. Całkiem na luzie i bez żadnego ciśnienia. Myślę, że bez leczenia które od pewnego czasu "wdrażam" nie byłoby to możliwe. Fajnie :-)