Kiedy poczułem, że chcę przestać pić? Dawno, bardzo dawno. Problem w tym, że realizację tej chęci odkładałem z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. Tak trwałem w tej chęci z ciągłym przeświadczeniem, że sam jestem w stanie ją w końcu urzeczywistnić. Tak się mocno zepnę i przestanę pić, bo przecież twardy jestem. No bo jestem twardy- fajki rzuciłem bez mrugnięcia okiem. Trawka też mnie nie wciągnęła, choć kiedyś często była na mojej drodze. Trwałbym w tych niespełnionych chęciach pewnie do dziś gdybym nie zdał sobie w końcu sprawy z faktu, że nie dam rady, bo to choroba której nie jestem w stanie "samouleczyć".
Kiedy już dostąpiłem tej tajemnej wiedzy zacząłem się powoli rozglądać, jak sobie pomóc. Nie poszedłem jednak do grupy wsparcia ani żadnej wspólnoty, ponieważ było dla mnie kompletną bzdurą leczenie tej wściekłej wieczornej chcicy rozmową i wmawianiem sobie czegokolwiek, aby tylko nie wypić. Nie jestem teraz w stanie dlaczego, ale od początku kiedy poważnie zdałem sobie sprawę z mojej choroby, byłem pewien, że to nie jest jakaś psychiczna przypadłość, słabość człowieka czy cokolwiek lepszego czy gorszego, lub kompletnie podłego. Niedługo znalazłem potwierdzenie swoich przypuszczeń. Coraz częściej pojawiały się wyniki najnowszych badań, które wskazywały, że alkoholizm to choroba mózgu. Stałe zmiany powodujące fizyczne uzależnienie od alkoholu. Skoro już potwierdziły się moje przypuszczenia... to nie zrobiło się wesoło. W miarę spokojnie współistniałem ze swoim problemem i modliłem się aby Bóg zesłał na ziemię lek który zawalczy z tą podstępną chorobą. No i zesłał :-)
Wracając do pytania. To nie jest zbytnio istotne kiedy alkoholik poczuje chęć przestania picia. Zapewne każdy chory który ma z tego powodu problemy już to czuje. Nawet jeśli nie przyznaje się przed kimkolwiek. Dla osób jemu bliskich ważniejszy jest moment kiedy zrozumie, że to choroba, którą trzeba leczyć i jego chęci nic tu nie dadzą. Fizyczny pociąg do alkoholu jest niezależny od jego woli czy niewoli. To tak jak z nadciśnieniem jak jest to jest, czasem udaje się obniżyć ćwiczeniami albo dietą, ale prawie nikomu się to nie udaje.
Piszę tego bloga aby pokazać, że jest już prosta droga aby pozbyć się tego wstrętnego uzależnienia. Zażywam Baclofen na własną odpowiedzialność i w końcu normalnie żyję, choć nie mam całkowitej pewności, że w jakiś sposób mi nie zaszkodzi. Z tego też zdaję sobie sprawę z pełną odpowiedzialnością.
Zaglądają na tego bloga osoby których bliscy piją i nie widać nadziei na zmianę tej sytuacji. Chciałbym im podać receptę jak można pomóc ukochanej osobie. Nie ma jednak czegoś takiego. Ogromną barierą jest zakotwiczone od pokoleń przeświadczenie, że alkoholizm to coś z jednej strony normalnego, z drugiej wstydliwego i podłego. Myślę, że z tego powody stereotyp o upadku na dno aby dało się gościa uratować.
Wierzę jednak w to, że każdemu można pomóc, zwłaszcza teraz kiedy medycyna kroczy do przodu.
Dla mnie takim przełomem było przeczytanie książki "Spowiedź z butelki" Oliviera Ameisena. Autor opisuje w niej historię jak odkrył i przetestował na sobie działanie Baclofenu.
Myślę, że kluczem do ratunku dla wielu chorych jest złamanie stereotypy o alkoholizmie, kiedy zrozumieją czym on naprawę jest, sami świadomie postawią pierwszy krok ku wyleczeniu.