piątek, 30 maja 2014

Tosty i pitko.

Oj ciężki dzień dzisiaj. Dziewięć godzin w trasie, z czego trzy w Krakowie. Ludzie nie pojawiajcie się w tym mieście w piątek po południu. Masakryczna masakra. Jakaż przyjemność zasiąść wieczorkiem przy własnoręcznie wykonanym tościku i szklaneczce schłodzonego Obolonu- kwasu chlebowego. I jest to naprawdę jedyny napój na który mam dzisiaj ochotę.

środa, 21 maja 2014

Dobry wieczór

No cóż. Kolejny normalny dzień dopadł do końca. I co? I nic, idę spać. Bez żadnej myśli o napiciu. Spokojny, wyluzowany. Jeszcze prysznic i lulu. Fajnie tak, podoba mi się. Trochę silę się żeby napisać coś ciekawego... No nie wiem, chyba ciekawostek dzisiaj nie będzie. Takie normalne życie bez dopalania, albo raczej gaszenia alkoholem.

niedziela, 18 maja 2014

Co pan czuł kiedy pana gwałcono?

 No nie jestem z siebie dumny, choć każda chyba dobra dusza tak oceniłaby mój nocny wypad. Poszedł, i wytrwał! Nie wypił, położył się grzecznie spać, zuch chłopak. Taka święcąca swe triumfy od dziesięciolecia metoda drapania za uchem. No tak, ale taki epileptyk na ten przykład. Gdyby nie dostał ataku drgawek też powinien być z siebie dumny. Albo Chory na raka nie miał przerzutów, czy rozpiera go duma. No raczej nie, jedyne co pozostaje to cieszyć się i tak też czuję. A gdybym został w tej kolejce i uległ pokusie to nie poczułbym się winny i nie miał wyrzutów sumienia. Toż to zwykła choroba, trzeba walczyć i twardym być.
Ps. Dla tych co wylewają pomyje na moje leczenie. Dzieci nie zauważyły żadnej zmiany. Nie miały czego zauważyć bo kompletnie nie zdawały sobie sprawy, że tatuś ma problem z umiarem...

sobota, 17 maja 2014

Sobotni strzał.

Cały tydzień jak w skowronkach. Kompletne zero jakiegokolwiek pociągu do alkoholu. Zostałem sam, późno się zrobiło. Nawet nie wiem jak to się stało... pół godziny temu stałem drugi w kolejce do nocnego. Poszedłem tam jak lunatyk. Jaki zakręt, normalnie kosmos. Po prostu nagle zaczęła mi się gotować krew w żyłach, nerwowo krążyłem po pokoju w tą i z powrotem. Ubrałem się, zabrałem worek ze śmieciami. Wyszedłem do śmietnika. Potem odwrót na pięcie, pogoda mglista, ciepłe powietrze. Atmosfera na ulicy jak po imprezie, dla tych ludzi których mijałem zapewne. Niczym zombi podążałem do sklepu, nie pamiętam o czym myślałem. Stanąłem na tych wyszuranych schodkach przede mną dwóch panów podejmowało imprezowe decyzje. Dwóch stanęło za mną. Nagle, też nie wiem dlaczego, jakbym dostał kopa w dupę, zlazłem z tych schodków. Ruszyłem do domu, już tylko krzyczałem w myślach: Nie myśl, baranie, nie myśl już nic!!! tylko wracaj! Zobacz jak tu niemiło! Nie myśl. Wpadłem do domu, złapałem butelkę Ayranu, potrząsnąłem, spod zakrętki prysnęło, szybko przejąłem szyjkę, wypiłem do dna. Schyliłem się nad kuchennym zlewem, dyszałem jak po długom biegu. Chyba nawet łezka w oku się zakręciła. Uff, wróciłem. Już dobrze...

piątek, 16 maja 2014

Piątek

Zwykle piątki, przepraszam, zawsze piątki to była zwałka. Po tygodniu ciężkiej pracy, jeżeli w czwartek się nie udało, piątek był tym dniem kiedy browarem zaczynałem koronować tydzień. Kiedy od ostatniej niedzieli postanowiłem, za życzliwej osoby, odstawić trunki. Najbardziej obawiałem się piątku, czyli dzisiaj. A tu lipa :-) zeroooo. Kiedy żona wieczorem spytała czy chce mi się pić, zdziwiony odpowiedziałem, że przecież przed chwilą piłem wodę, więc jak mi się może chcieć pić. Kurcze, coś faktycznie się dzieje. Bardo się cieszę, bardzo. Gdyby ktoś teraz postawił przede mną coś z procentami, nie wypiłbym, to niesamowite! Tak bym zrobił. Ha, ha już planuję co będę z dziećmi robił przez cały weekend. Zwykle nie składało się, bo głowa bolała, a dzieciaki na urządzonkach pochłonięte siecią. Tym razem tak nie będzie. Tatuś dokręci śrubki, nie ma przeproś, ta moja trzeźwość dzieciom uszami wyjdzie :-)

czwartek, 15 maja 2014

Coś się dzieje

Kiedy przestajesz rano myśleć o tym co wypijesz wieczorem to wiedz, że coś się zaczyna dziać.
Kiedy wieczorem robisz sobie herbatę i siadasz z ciastkiem przy fejsie wiedz, że coś się dzieje.
Kiedy rano wstajesz, za oknem wieje i pada, a ty myślisz- jaki piękny poranek. Coś się zaczyna dziać.
Gdy siedzisz spokojnie i nigdzie nie spieszysz się aby na wieczór zdążyć. Możesz być pewien, że coś się stanie.
A kolejny dzień jest tak samo miły jak poprzedni i czekasz na następny, to sam już nie wiem. Nie do wiary.

wtorek, 13 maja 2014

Dwanaście kroków do grobu.

Strach się odezwać, przyznać jak się leczę. Kto Wam tak wyprał mózgi AA krzykacze?! Prawda, deprymująca musi być świadomość, że cała ta lipa z krokami to lipa. Nietrzeźwy człowiek, czytając je może pomyśleć, że to ma sens. Trzeźwy nie może... Więc dlaczego miliony ludzi na całym świecie czyta te bzdety, interpretuje je, analizuje, pisze o nich książki. Na siłę i po trupach szerzy tą ciemnotę?! Po trupach, bo przecież większość z nich umiera, w imię dwunastu kroków... chyba do grobu... Dlaczego ciągnie ludzi na śmierć twierdząc, że ich droga jest jedyną słuszną! Dlaczego mieszają do tego Boga? Zawsze myślałem, że wszyscy uzależnieni jadą na jednym wózku i robią wszystko żeby sobie nawzajem pomóc. Jednak prawda jest inna. Istnieje jakaś niepojęta, wielka społeczność która nazywa się anonimową. Nie ma ona jednak na celu wybrać najlepszej drogi do wyzdrowienia lecz najważniejsze jest dla niej trwanie, bo w tym ma nadrzędny cel. Kultywuje metodę leczenia która pomaga  6-ciu na 100! Jej członkowie chełpią się i puszą. Krzyczą jacy są dobrzy i skuteczni. Ale krzyczy najgłośniej tych sześciu, bo reszta gryzie ziemię!

poniedziałek, 12 maja 2014

Dość

Tak mi się wydaje, że dość mam już. Jak to było... kilkudniowy drinking, imprezing. Bez jakiś spektakularnych szaleństw czy fajerwerków. Coraz bardziej czułem się, że mam dość. Także wczoraj powiedziałem dość. ...dla porządku jestem na 200. Wczorajszy dzień i noc nie były przyjemne. Noc właściwie, bo w dzień bodźce zewsząd tłumią dyskomfort popiciowy. Wieczorem jednak problemy się zaczęły. Choć były diametralnie inne niźli przed używaniem Baclofenu. Nie odczuwałem, żadnego dyskomfortu psychicznego i potrzeby napicia się, wstręt wręcz czułem do popitki. Dokuczały jedynie fizyczne cierpienia: skoki ciśnienia, dreszcze, mrowienia... Kurcze nie miałem tego tak mocno nigdy, przecież moje picie właściwie było lajtowe... praca, rodzina, browar... itd itp... tak czy inaczej, spać się nie dało, może trochę rano na siedząco. Przyszedł dzień i wszystko zrobiło się lepsze. Dzisiaj już ok. W dzień przespałem się godzinkę. Teraz leżę sobie w łóżeczku i na spokojnie smolę tego pościka. Jestem spokojny, wolny od myśli o piciu. Kurcze fajnie. Jutro dodaję dyszkę do dawki... :-) ...właściwie to dzisiaj...