sobota, 6 września 2014

Parapetówka

Wczoraj byłem na imprezie w rodzaju: nie ma mowy odpuścić. Parapetówka w miłym towarzystwie konkretnie zakrapiana wódką. Nie odmawiałem, piłem równo jak reszta. Miło było, choć nie miałem nuty do spożycia. Także dzisiejszy dzień pod znakiem kaczora. No i nadszedł wieczór, ani chwili, ani przez moment nie poczułem żadnej chęci do napicia się. Myślę, że coś pękło we mnie, przeszedłem jakąś granicę. Już nie mam głupich myśli: napić się, napić się. Cieszę się. Dzisiaj mieliśmy jechać na grilla, oczywiście zakrapianego. Udało się wykręcić, z czego bardzo jestem kontent. Zamiast piwka, wieczorny kisielek, tak się jarałem tym kisielkiem to szok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz